piątek, 8 września 2006

JAK TO ROBIĄ: PIERDONKI


Fot. Wave


ZBOCZONA PIERDONKA {by Marceli}

Biedronka Eulalia, stworzenie saficzne,
miała w swym żywocie przygody rozliczne
i snuć uwielbia długaśne bajania,
gdy tylko dopadnie chętnych do słuchania.

Okulary włożywszy, nakrywszy się pledem,
dzisiaj nam opowie, jak klepała biedę
i jak z tego wyszła, błyszcząc cała złotem
tak więc posłuchajcie, jak macie ochotę.

Otóż roku łońskiego (archaizmy, jej pasja)
panowała nam w lesie skurwysynów dynastia.
Wszyscy gięli grzbiety pod batem i knutem
życie leśnych futrzaków wieczną było pokutą.

Robalom też nie lepiej działo się w tych czasach
kryć musiały wino i wódkę w okolicznych lasach.
Bowiem król Kutafon, o numerze trzecim,
nałożył prohibicję, na wszystko, jak leci.

Zakazał więc hulanek, zakazał parad, wiecy
a wódką nakazywał na trąd chorych leczyć.
Okres Wielkiej Smuty, tak te czasy zwano
chujowo było we wieczór a ciulato rano.

Wreszcie bunt podniosły duże grupy zwierząt,
biora łomy, tarany i na pałac lezą.
Tu Eulalia dyskretnie łzę rąbkiem ociera:
Mówię wam dzieciaki - klawo, jak cholera!

Stoimy pod murami, pieśń we piersiach wzbrała
a durny Kutafon pokazuje wała
i wrzeszczy: Szubrawcy, zdrajcy, chuje
ja was gremialnie do lochów wpakuję!

Popłoch poszedł po tłumie, kilku dyla dało
lecz wciąż pod blankami stoi nas niemało.
By męża swojego podtrzymać na duchu
wyszła z komnat również królowa Ni Chu-Chu.

Dziwne onej miano, skośne nieco z lekka,
zawdzięczała temu, że była z daleka
i leśnych obyczajów ni w ząb nie kumała
a także ponoć w łożu ni chu-chu nie dawała.

I teraz posłuchajcie, bo na scenę wkraczam -
Nadyma sie Eulalia, oczami wywraca.
Jak wszyscy pewno wiecie, dziewczynki preferuję
(jakoś tak nie lubię tych stworzeń ze chujem)

Oczkiem bystrym, z daleka, szybko wypatrzyłam
że królewska Ni Chu-Chu, też Safonie miła.
Lesba lesbie cipki nie zje, tak se pomyślałam
i wprost na łono królowej prędko przyleciałam.

Miziam ją skrzydłami, językiem kołuję
a ona w przedorgaźmiu, Królowi dyktuje:
Ja, Kutafon, Władca lasu, zmęczony i stary
w dniu dzisiejszym abdykuje i idę na mary.

Tam ostatnie dni swe licząc wolno i z namysłem
Królestwo me rozwiązać raczę, zgodnie z tym zamysłem,
co pozwoli wam, zwierzakom, stworzyć republikie
w której żyć będziecie wolne oraz dzikie.

Ryk wzniósł się pod niebiosa, zwierzaki tańcują
A Kutafon, jak rzekli, tak też abdykują.
Natomiast Ni Chu-Chu, mną oczarowana
w saficznej ekstazie trwała aż do rana.

Kończąc, morał dzieci wam zapodać muszę
bo tak bez morału, to jakoś się duszę.
Otóż, wiedzcie dziatki, że ta cała polityka
to jest nic innego, jak kwestia użycia języka.

czwartek, 7 września 2006

środa, 6 września 2006

wtorek, 5 września 2006

poniedziałek, 4 września 2006